Przejdź do głównej zawartości
List nr 11 część pierwsza

Dom Serca sługi bożego Faustyno Perez
Sabina Kuk, Salwador
Grudzień 2019

Kochani!

Ten list piszę już z Polski, a w zasadzie to z ostatniego samolotu, który za 2 godziny dolatuje do Warszawy... Mam za sobą 22 godziny podróży i nieco wylanych łez... Bo chyba to, co było najtrudniejsze na misji w Salwadorze, to pożegnanie. Z jednej strony zobaczyłam jeszcze raz jak piękna jest nasza misja, z drugiej było tak ciężko myśleć o "ostatnich razach" tam... El Salwador, jego miejsca i twarze wyryły się na zawsze w moim sercu. Ale żeby nie zapłakiwać się po raz kolejny, lepiej jeśli opowiem wam o brokułach.

Tak, brokułami ("los brocoli") nazywałam w żartach naszych młodych przyjaciół, którzy wiernie siedzą przed naszym domem. Znamy się już tak dobrze, że z całą uroczą przyjaźnią ja ich nazywam brokułami, przez ich kręcone włosy których nie chcą obciąć i oni mnie "pelo de elote" - włosami kukurydzy (które w rzeczy samej je przypominają).

Chciałabym wam opowiedzieć o Richardzie, Ricardo Jose Faustino. Z całą dumą prezentuje jego imiona z chrztu który otrzymał 10 dni temu. Gdy wychodziłam z domu 24 godziny temu, Richard, który przybył biegiem po pracy, biedny, chory, z gorączką i bólem głowy, był zalany łzami. Nie tylko on... wielu z nas było... Ale jego łzy poruszyły mnie jeszcze raz do tego, by być wdzięczną Bogu za wszystkie cuda, które mogłam zobaczyć w Salwadorze. On jest jednym i chyba największym ze wszystkich.

Mieszkał zawsze ze swoimi dziadkami, taty nigdy nie poznał, bo go zabili, mamę poznał jak miał 10 lat, ale zamordowali ją na jego oczach, jak miał 11. Popadł w depresję, przeszedł próby samobójcze oraz czas leczenia w szpitalu psychiatrycznym i do tej pory ma problemy ze zdrowiem. Jego historia jest tak trudna, że na początku trudno było mi w nią uwierzyć, ale poznając go bardziej i bardziej wszystko składało się w całość, którą potwierdzają 2 rzędy blizn na całych przedramionach... Richard od lat zna Dom Serca, zaprzyjaźnił się bardzo z Lucasem, który był na misji 6 lat temu i po jego wyjeździe przez długi czas nie wracał... aż do tego lata gdy dzięki Olenie, która ma ogromną cierpliwość i oddanie dla naszych "brokułów", przyjaźń pomiędzy nim i nami wręcz wybuchła.

Richard ma ogromne pragnienie życia, szczęścia, sensu, Boga. Na swoje 16 lat jest zaskakująco głęboki i bierze rzeczy na poważnie. Szybko poprosił o chrzest i pierwszą komunię świętą w naszym kościele. Jego rodzina jest w całości ewangelicka i nigdy nie wspierali pragnienia Richarda, by stać się katolikiem. Ale on był pewien, odnajdywał odpowiedzi na swoje najgłębsze pragnienia. Nie wiem jak to wyrazić, ale Richard błyszczy, ma jakieś światło, sens, radość mimo wszystko. Jego dziadkowie sami mają problemy ze zdrowiem, więc Richard musi radzić sobie sam. W ciągu  ostatnich miesięcy nie tylko przygotowywał się do sakramentów, ale podjął decyzje o powrocie do  szkoły i zaczął pracować (codziennie od 4 do 11 rano, co znów podniszczyło jego zdrowie).

Richard jest ogromnym świadkiem tego, że Bóg jest i działa. Nie boi się o tym mówić wśród swoich znajomych (których znamy i my, ale to jest jego misja!), jest wiernym przyjacielem (tyle rozmów już przeprowadziliśmy!) a wręcz jest jeszcze jednym z wolontariuszy, który się z nami modli, gotuje, adoruje, opiekuje dziećmi itd. Ma ogromne serce, pokorne i wytrwale.

To zaszczyt i ogromny dar, móc go poznać i mieć za bliskiego przyjaciela!

Na tym przerwę mój list, by życzyć Wam wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia! Abyście też mogli się przekonać, że On jest we wszystkim, zwłaszcza w tym, co trudne!

Jeśli ktoś chciałby się ze mną spotkać w Polsce przed moim wylotem do Ekwadoru, napiszcie bardzo proszę!
Uściski, ciąg dalszy listu nastąpi!
Sabina


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

List nr 11 część druga Dom Serca sługi bożego Faustyno Perez Sabina Kuk, Salwador Grudzień 2019 „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.” Mt 13, 44-45 Kochani przyjaciele!  W tym liście chciałabym  podziękować Bogu, że poprzez Was i dzięki waszej pomocy i obecności mogę żyć na misji. Że mogę odnajdywać skarb i drogocenne perły. To prawda, że ten skarb jest ukryty. Musiałam wyjść nie tylko z mojego domu ale i z mojej kultury, moich pomysłów, przyzwyczajeń, limitów itp. Wyjść na pole, które wydaje się czasem mało atrakcyjne, pełne brudu, hałasu, gorąca, zmęczenia i biedy. Ale gdy w pewnym momencie ten skarb jest nam dane spotkać, to ta chwila, to spotkanie, ta rozmowa, ta historia czy ta
List nr 8 Dom Serca im. sł. Bożego Faustyno Perez  Salwador  Marzec 2019  Kochani! Już od dawna chcę Wam i Bogu wyrazić moją wdzięczność za tę misję, za Wasze wsparcie materialne i duchowe, którego tak potrzebujemy! W ostatnim czasie zdaję sobie sprawę, że jestem szczęśliwa - bardziej szczęśliwa im bardziej kocham. Intensywność naszego życia na misji nie słabnie. Jesteśmy chwilowo w cztery: Tilda, która już kończy misję, Olena, Ludmila z Argentyny i ja) i w cztery dajemy z siebie, co możemy każdego dnia. Często myślę, że każda z nas jest jak mama dużej rodziny - zajęta gotowaniem, sprzątaniem, zakupami, przyjaciółmi, dziećmi, dziećmi, dziećmi, a przede wszystkim zajęta kochaniem. Myślę o tych konkretnych osobach, które mieszkają teraz nie tylko w mojej dzielnicy, ale i w moim sercu. Osoby, o które się martwię, o których myślę z rana, że chcę je zobaczyć, które odwiedzam po południu i których słucham wieczorami... To właśnie ich Bóg postawił na mojej drodze, abym mogła ich k
List nr 7 Dom Serca im. Faustino Perez Sabina Kuk, Salwador Styczeń 2019 Kochani Przyjaciele! W tym liście noworocznym chciałabym pokazać Wam moją misję w inny sposób! Jako że ja sama lubię robić zdjęcia, to zwykle mnie na nich nie ma... lecz w ostatnich miesiącach poznaliśmy zawodowego fotografa. Narobił nam wiele stresu i zmartwień swoim gigantycznym aparatem w naszej (nie najłatwiejszej) dzielnicy... Jednak dzięki niemu, wreszcie mogę Wam pokazać (dosłownie!) wiele z tego, co dla mnie jest już codziennością i czego może już nie umiem opisać słowami! Moja siostra ze wspólnoty, Tilda Jak już pisałam, zostałyśmy na misji we dwie przez pewien czas... i miałyśmy moment kryzysu. Jednak niesamowity jest Bóg, który z tego naszego dna dał nam niesamowitą przyjaźń! W jednym dniu zmieniło się wszystko. Niezrozumienie i cierpienie przemienił w całkowite zaufanie i głęboką otwartość jedna na drugą. Tylko On tak może. W sam raz na czas by przyjąć Olenę, naszą nową wolont